Stare, drewniane, wypłowiałe od słońca schody prowadziły mnie do wejścia domu, ukrytego w budzącej się do życia zieleni. Frontowych drzwi strzegł pies, o oczach ufnych, ale ciekawskich.
Jeszcze nie wiedziałam, do kogo należał, ale już zaczynało mi się tu podobać.
Śmiech, gwar i zapach świeżo parzonej mięty. Do tego kot, leniwie przeciągający się na kamiennej posadzce. Całe wnętrze skąpane jest w słońcu i kolorach ziemi, które – w zależności od miejsca, gdzie się pojawiły – przybierają raz odcień ciepły, lekko pudrowy, innym razem chłodny, pochmurny, jakby tajemniczy. A wszystko rozświetlone subtelnymi drobiazgami, które budują nastrój tego miejsca, stając się powodem do snucia pięknych opowieści. Cóż więcej trzeba, by dom, który właśnie odwiedziłam, po prostu oczarował.
Muza wewnętrznej podróży
Niepowtarzalny klimat domu to zasługa Muzy Joanny, projektantki mody i wnętrz, która obie te pasje zgrabnie połączyła w podmiejskiej posesji, otoczonej ogrodem i lasem. Pozwoliło jej to zaprezentować zupełnie inne podejście do projektowania. Takie, w którym pierwszą rolę gra detal.
Niemal każdy z przedmiotów, pamiątek i materiałów wykończeniowych pojawił się w tym domu, niosąc swoją własną historię. Tak było z kamienną okładziną kominka, od której nie można oderwać oczu, jak tylko przestąpi się próg.
– Trzeba mieć dużo szczęścia, by w miejscu, które właśnie budujesz, pojawił się tak wyjątkowy kamień – uśmiecha się Joanna. – To marmur cięty na slaby, który odkrywa historię naszej ziemi. Widoczne w nim spiralne amonity tej wielkości stanowią naprawdę rzadkość. Mniejsze i większe egzemplarze tych prehistorycznych stworzeń pojawiają się zarówno jako element kamiennej posadzki, wykonanej z greckiego marmuru fossil, jak i biżuterii zakupionej od polskich artystów sztuki jubilerskiej na Targach Ziemi. Kamień powtarza się konsekwentnie we wszystkich pomieszczeniach na parterze budynku. Amonity, muszle, bursztyny, onyx i bakelit to ukochane materiały architektki, a zarazem talizmany jej dwudziestodwuletniej pracy twórczej.
Muza kreacji
Zaczynała jako najmłodsza projektantka mody w ówczesnej, bardzo jeszcze innej polskiej rzeczywistości, pod własną marką. Już wówczas w jej logo można było zobaczyć postać manekina w otoczeniu uproszczonego graficznie panteonu – symbolu klasyki i jej greckiego nazwiska, które oznacza po prostu „przyjaciel”, „braterstwo”. Nie będąc jeszcze architektem wnętrz, w modzie budowała formy ulepszające nie zawsze doskonałe ludzkie sylwetki. Była architektem mody dla polskiego przemysłu odzieżowego dużych i mniejszych fabryk. Jej modele gościły na łamach pierwszych wydań polskiej edycji „Elle”, a jej „Biała” kolekcja została wybrana na otwarcie Canal+ w Polsce w 1995 r.
– „Wnętrze musi być prawdziwe, nie róbmy z niego scenografii teatralnej”. Te słowa, które zapadły mi w pamięć na całe życie, zostały wypowiedziane przez mojego nauczyciela i wykładowcę dr arch. Piotra Łodzińskiego, a zarazem wiernego zawodowego mentora i współtowarzysza mojej architektonicznej przygody. To jedyny architekt, z którym rozumiemy się bez słów, to również architekt Muz i doskonały rysownik – wyznaje Joanna. – Piotr, podczas naszej współpracy, stał się bardziej wrażliwy na świat kolorów. Ja natomiast nauczyłam się, że o powadze wnętrza i jego użytkownikach świadczą dobrze starzejące się i sprawdzone przez pokolenia naturalne materiały.
W swoich projektach stosuje kamień, lite drewno, stal, beton i szkło. Jednak, jak sama podkreśla, najważniejsze dla projektu są przestrzeń, naturalne światło i widok za oknem.
– Bez tych atutów trudno jest projektantowi zawalczyć o dobrą realizację swojej wizji. To trochę tak, jak z osobą o trudnej przeszłości i nieczystym sercu. Tu nie pomoże najlepszy ubiór, makijaż czy dobrze wystylizowane włosy. Prawdę o człowieku powiedzą oczy i rzeźba twarzy – dodaje Joanna.
Muza lepszego czasu
Rownież przyprószona szarością kanapa, ktora spoczęła na granicy dwoch stref funkcjonalnych wnętrza, to mebel z poprzedniej realizacji. Dziś na francuskiej sofie zasiadły Muzy Ewa i Magdalena, bacznie przysłuchujące się historii, jakie odkrywa przede mną Joanna. Być może to jeden z tych magicznych momentow, gdy mogą ją zobaczyć taką, jaka jest naprawdę. Ze wzruszeniem opowiadającą o Muzach, z lekką tęsknotą o modzie, ale i ogromną satysfakcją, że potrafiła z czegoś zrezygnować, by osiągnąć sukces rownież na innych płaszczyznach.
Jak sama wyznaje, trojka dzieci, obowiązki rodzinne i zawodowe, a także zdobywane w ciągu całego życia doświadczenia, wzmacniają i wyznaczają priorytety. Dają jej też siłę, by do rozwoju zapraszać rownież inne kobiety.
W 2012 r., w dniu swoich urodzin, Joanna powołała do życia Muzy, wybierając je spośrod swoich przyjaciołek, a ich partnerow pozostawiając na tę chwilę w cieniu. Zdjęła maskę swojego dotychczasowego wizerunku. Większość obecnych na sali osob do tej pory nie znała jej poprzedniego modowego wcielenia. Wtedy wyszła z Cienia i stała się Muzą. Wszystkie obecne na spotkaniu przyjaciołki otrzymały w prezencie maski weneckie. Oprawa graficzna powstałej w 1996 r. kolekcji „Karnawał w Wenecji” została wykorzystana w certyfikacie poświadczającym o mianowaniu na Muzę. W ten sposob powstała grupa „Muzy i Cienie”, która inicjuje działania na rzecz potrzebujących. Mecenat nad działalnością charytatywną grupy – na prośbę założycielki – objęła firma KAN. Jej właściciele wcześniej już myśleli o powołaniu fundacji wspierającej ludzi, ktorzy nagle znaleźli się w trudnej sytuacji społeczno-materialnej. Z kolei Joanna, jako dawny instruktor ZHR, chciała zająć się wsparciem i edukacją młodzieży. – Muzy muszą mieć dobre serca i być profesjonalne w tym, co robią. To jest najważniejsze. Muzami są kobiety, które osiągnęły spełnienie zawodowe i wciąż się rozwijają – wyjaśnia Joanna. – Szukam tych muz wokół siebie. Wystarczy czytać znaki i słuchać głosu intuicji.
Muza obfitości
Kilka razy do roku Muzy spotykają się w tym tworczym miejscu. – Dobór Muz niemal za każdym razem jest inny – wyjawia Joanna. – W zależności od tematu, jaki będzie przedmiotem spotkania. Zawsze czuję, kogo powinnam zaprosić, chociaż osoby te mogły nigdy wcześniej się nie spotkać. Dobro jest jedyną rzeczą, która się mnoży, jeśli się ją dzieli. Chcę, by każda z Muz mogła dać coś od siebie, ale także coś ze sobą zabrać.
A tematy spotkań są rożne. Gdy pojawi się inicjatywa akcji charytatywnej, pojawiają się od razu upominki (gadżety i ładne przedmioty użytkowe) znakowane logiem firmy KAN i logiem grupy „Muzy i Cienie”. Upominki stają się dowodem i symbolem synergii obu podmiotow. Podczas spotkania Muz zyskują gustowne, ręcznie robione opakowania, a następnie oddawane są na aukcję lub loterię. Gdy na wsparcie czeka Stowarzyszenie Pomocy Rodzinie „Droga” o. Konkola (ktoremu od początku swego istnienia pomaga grupa „Muzy i Cienie”), nie brakuje rownież datkow finansowych. Wsparcie może być też zupełnie niematerialne, np. występ na koncercie charytatywnym, opracowanie graficzne folderu czy użyczenie sali bankietowej. Każda z Muz ma dar, ktorym może się podzielić z innymi.
Muza spokoju
Ale są też wieczory, ktore Muzy spędzają po prostu ze sobą. Pojawiają się wtedy maski i ubiory z modowej szafy na piętrze. Można je wowczas przymierzyć, by poczuć się jak na prawdziwym wybiegu.
Jest też stoł zastawiony smakołykami własnego wyrobu Muz Bogumiły i Barbary. To Muzy biznesu. Są też Muzy strzegące prawa, zdrowia i edukacji. W tle słychać jazzową muzykę Marcusa Millera z dawnych pokazow mody Joanny. Są też długie i mądre rozmowy, zapach prawdziwego kadzidła, poźniej radość wyrażana w tańcu i śpiewie, zaduma przy blasku świec, gitara i ciepło kominka…
– Joasia jest artystką, wrażliwą, ale bardzo silną. Mobilizuje nas do różnych rzeczy, ma mnóstwo optymizmu. Nie wiem, skąd bierze tyle energii, ale to wszystko działa dzięki niej – uśmiecha się Ewa, ktorą jako jedną z pierwszych Joanna zaprosiła do Domu Muz. To do niej, jak się okazało, należy biały malamut husky Bell, ktory strzegł drzwi wejściowych do domu. Rozsiadają się wtedy wokoł stołu w salonie, na fotelach i kanapach. Kontemplacji i skupionej rozmowie sprzyja atmosfera wnętrza. Przytłumione światło sączące się z ażurowych lamp nad stołem czy gwiazdy obserwowane przez witrynowe okna, ktore znalazły tu swoje drugie życie – jak większość obecnych w domu przedmiotow.
I choć poszczegolne elementy, ktore na stałe zamieszkały w Domu Muz, często pochodzą z zupełnie rożnych światow, tu doskonale wspołgrają, tworząc ciekawą, monochromatyczną, nieco nostalgiczną kompozycję.
– Mieszkając w Wiedniu, pokochałam secesję i art déco, zanim stały się ponownie modne we wnętrzach. Wtedy też pojawiła się miłość do unikatów, detalu, faktury i najwyższej jakości – mowi autorka wnętrza. – To jest charakterystyczne dla mody haute couture. Potem zaczęłam to przenosić do wnętrz, tworząc z nich własną kolekcję – dodaje i prowadzi nas do miejsca, gdzie stoi manekin w masce i starych koronkach. Wśrod cennych przedmiotow krzątają się w ciszy oddane Muzy Alicja i Barbara. Od każdej z Muz można się czegoś nauczyć…
Muz w stowarzyszeniu nie jest dziewięć, dziesięć czy dwadzieścia, ale prawie sto. Joanna ma nadzieję, że na tym nie koniec. Kobiet, pragnących się spełniać na rożnych płaszczyznach, jest bowiem bardzo wiele. Tych, ktore tego naprawdę chcą i potrafią to robić, jest nieco mniej, ale to nie stanowi przeszkody. Joanna umie je odnaleźć i zmobilizować do działania. Po prostu ma serce do ludzi.