Street art. Sztuka, która przekracza granice
Inwestycja, komentarz do rzeczywistości, solidarność, emocje, a do tego – spora dawka humoru. Sztuka jest nośnikiem wielu wartości, co więcej – potrafi odsłonić przed odbiorcą nieznane mu dotychczas oblicze.
O tym, jak street art – współczesny nurt sztuki – odnajduje się w dzisiejszym świecie i czy dzisiejsi odbiorcy umieją docenić twórców „ulicznych” opowiada Leonarda Szwed-Strużyńska, właścicielka Leonarda Art Galery w Warszawie, największej galerii promującej nurt sztuki ulicznej w Polsce.
Aneta Gawędzka-Paniczko
Jakiej sztuki poszukują dzisiejsi odbiorcy?
Współcześnie poszukujemy sztuki nie tylko wartościowej, ale i ciekawej, unikatowej. Lubimy dzieła wyjątkowe, zawierające jakiś przekaz, pewną manifestację. Coraz więcej jest odbiorców, którzy mają swoje preferencje estetyczne i doszukują się w sztuce konkretnych wartości.
Również finansowych?
Oczywiście. Dawniej świadomość posiadania unikatowych dzieł sztuki była dość mała. Dziś coraz częściej zdajemy sobie sprawę z tego, co chcemy kupić i czym się otaczać. Ludzie sztukę kupują, inwestują w nią i – co ważne – robią to coraz częściej i coraz bardziej świadomie. W tej chwili obserwuję zainteresowanie sztuką nietypową, oryginalną, którą wybieramy pod kątem własnych potrzeb i przekonań. Szukamy dzieł, z którymi chcemy przebywać na co dzień. Muszą więc budzić pozytywne skojarzenia, inaczej trudno byłoby z nimi przebywać w jednej przestrzeni…
Jak tworzy współczesny artysta, czy bierze pod uwagę to, czego potrzebuje odbiorca?
Artysta jest twórcą. Może nam to się podobać lub nie, ale nie możemy dyktować mu warunków. Oferta sztuki jest ogromna, artyści tworzą na całym świecie i nietrudno znaleźć dzieło, z którym jest nam najbardziej po drodze, z którym się utożsamimy. Dzieło, które będzie budzić w nas emocje i wyzwoli samą przyjemność przebywania w jego towarzystwie. Szukajmy takiego artysty, którego sztuka spełni nasze oczekiwania – nie oczekujmy tego od artysty.
Kto dziś poszukuje kontaktu ze sztuką?
Niemal wszyscy – choć nie zawsze zdają sobie z tego sprawę. Sztuka jest wszędzie wokół nas, poczynając od codziennie używanych przedmiotów, kończąc na obrazach i rzeźbach, które widzimy w galeriach. Sztukę widzimy także na ulicy. Rynek odbiorców sztuki nie jest ściśle określony, to może być każdy, bez względu na wiek czy zamożność. Kontaktu ze sztuką potrzebują wszyscy, bo nie samym chlebem człowiek żyje. Inwestujący w sztukę mają dziś 30, 40, 50 i więcej lat. Bywa, że dopiero zaczynają swoją przygodę ze sztuką lub rozwijają swoje potrzeby, bo wcześniej być może interesował ich wyłącznie plakat – który oczywiście również jest formą sztuki – a teraz szukają czegoś innego. W pewnym momencie czujemy, że warto otaczać się sztuką, że jej zwyczajnie potrzebujemy. W naszej kulturze pokutuje błędne myślenie, że sztuka wymaga funduszy, specjalistycznej wiedzy, że jest przeznaczona tylko dla zamożnych.
A jak jest w rzeczywistości?
W galeriach można znaleźć rzeczy, które nieraz są w cenie printów z sieciówek, produkowanych masowo w milionach egzemplarzy na całym świecie. Galeria to miejsce na prace unikatowe. Tam znajdziemy to jedno, jedyne dzieło, które do nas przemówi – będzie wartościowe i niepowtarzalne.
Warunek jest jeden: trzeba się sztuką zainteresować, poczytać, pooglądać. Poszukać informacji. Prawda jest taka, że w Polsce edukacja na temat sztuki jest na niskim poziomie. Nie mamy odpowiedniej wiedzy, a przekaz medialny wciąż jest dosyć ubogi. Powoduje to, że nie znamy wartości sztuki, nie wiemy czego szukać i nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, że możemy nabyć coś wartościowego w przystępnej cenie. Pomocne w tym względzie są galerie, ale też fundacje promujące sztukę i artystów. Galerie selekcjonują, przygotowują ofertę dla potencjalnych klientów, gromadzą dzieła, które są wartościowe nie tylko pod względem finansowym, ale i artystycznym. Nawet w naszej galerii można znaleźć świetne prace, których cena wynosi 100 czy 200 zł. Nie zawsze coś, co ma wartość artystyczną, musi być drogie.
Powinniśmy odbywać takie wizualne wycieczki, aby nasycić oczy, poznać różnego rodzaju twórczość?
Wówczas łatwiej wyrobimy sobie pogląd, swój gust. Nie musimy znać wielkich nazwisk czy kierunków w sztuce. Wystarczy się zainteresować i powoli zdobywać informacje. Sztuka wymaga uwagi, jak każda inna dziedzina, np. moda. Chcemy znać markę, nazwisko projektanta, materiał… Za każdym dziełem, zwłaszcza unikatowym, stoi jakaś historia.
A czym jest dziś sztuka?
To pytanie retoryczne. Sztuka była, jest i będzie, bez względu na czasy w których żyjemy. Jaskiniowcy tworzyli rysunki na ścianach, dziś artyści malują płótna, ściany, działają digitalowo. Sztuka po prostu nas otacza, a my żyjemy w świecie sztuki. Potrzebujemy jej, tak jak kina, teatru, muzyki. To wszystko jest sztuka. Potrzebujemy jej, nawet nie będąc tego świadomym.
Mamy wewnętrzna potrzebę kontaktu z pięknem?
Piękno może być różnie rozumiane, a wybory estetyczne zawsze są indywidualne. Pierwsze kryterium przy wybieraniu i kupowaniu dzieł sztuki to nabywanie rzeczy, które nam się podobają. Będziemy z nimi przebywali, więc muszą nam się podobać, wzbudzać jakieś emocje, skojarzenia. Taka sztuka będzie nas prowokować do przemyśleń, do refleksji. Dla każdego ta potrzeba refleksji jest inna. Mam takich klientów, którzy kupują tylko czaszki. Dla niektórych może to być szokujące. Ale w każdym człowieku jest inna potrzeba estetyczna, potrzeba obcowania ze sztuką, którą spełnia dany obiekt sztuki. I który sam może sobie wybrać.
Przejdźmy zatem do nurtu, który zdobywa coraz większą popularność. Czym jest sztuka street art? Jak to się stało, że zajęła się Pani tym nurtem?
Street art, to sztuka przyszłości. Zawsze wiedziałam, że sztuka musi wyjść do ludzi, wyjść na ulice. Dawniej tę funkcję spełniał plakat. Franciszek Starowieyski powiedział, że uwielbia plakat właśnie z tego powodu, że ma on największą publiczność. Ogląda go największa ilość ludzi, a żadna galeria nie zapewni tylu oglądających co ulica.
Dla artystów streetartowych to ulica jest galerią, tam wyrażają siebie. Taki twórca nie zawsze ma szansę trafić ze swoimi pracami do galerii, ma jednak potrzebę tworzenia, chce sprawdzić, jaka jest reakcja ludzi na jego sztukę.
Z drugiej strony coraz więcej artystów wychodzi ze sztuką poza ciasne mury czy przestrzenie wystawowe wprost na ulice, ponieważ potrzebują kontaktu z widzem, z publicznością. Streetartowcy już dawno zauważyli, że na ulicy jest trudniej zaistnieć, bo ona rządzi się swoimi prawami. Aby wybić się z tłumu, muszą mieć swój styl, indywidualizm. Muszą się więc wyróżniać, aby pozostać zauważonymi. To cecha dobrej sztuki: jest inna od wszystkiego, co dotąd widzieliśmy. To jest w tym najbardziej fascynujące.
Sztuką uliczną nazwiemy zarówno dzieła, które tworzy Banksy, jak i wielkoformatowe murale, powstające na zamówienie. Czy możemy mówić o ewolucji w tej dziedzinie? Czy street art rozwija się w konkretnym kierunku?
Street art przeżywa obecnie niesamowity rozwój. Ponad dekadę temu zaczęły się tym nurtem interesować galerie. Mimo że streeartowcy tworzą głównie na murach czy płotach, upomniały się o nich instytucje kulturalne. Tak było z Banksym, Jean-Michelem Basquiatem czy Keithem Haringiem – to prekursorzy nurtu street art, a zaczynali od malowania na ulicach. Historia street artu zaczęła się w Nowym Jorku. Dzisiaj, choć dwoje ostatnich twórców już nie żyje, ich prace osiągają horrendalnie wysokie ceny na aukcjach.
Kwestią czasu jest rozpowszechnienie sztuki street art w galeriach na całym świecie. Doskonałym przykładem artysty, który trafił z ulicy do wnętrz jest Banksy, tworzący anonimowo, z ukrycia… Jego prace osiągają niebotyczne ceny na rynku.
Kto w Polsce jest na topie tego nurtu?
Pracuję z czołowymi twórcami street artu, na poprzednio organizowanej wystawie pokazałam prace około 50 artystów. Posługują się pseudonimami, które dla osób z zewnątrz mogą być niezrozumiałe, ale są to twórcy najważniejsi w swojej klasie.
Na polskim rynku znany jest m.in. Noriaki, którego wystawę w ostatnim czasie organizowałam. Tworzy zupełnie anonimowo, głównie w Poznaniu, a jego znakiem rozpoznawczym jest postać Wachera czyli Pana Peryskopa. Miał też swoją wystawę w Browarze Poznańskim, która cieszyła się ogromnym powodzeniem. Obecnie mieszka w Barcelonie, ale regularnie pojawia się w Polsce. Inną ciekawą artystką jest NeSpoon, która na całym świecie znana jest z tworzenia monumentalnych koronkowych instalacji. Tych twórców jest znacznie więcej, m.in. M-City, R.Liwen, Chazme718, Tankpetrol, Swanski, SEPE, Proembrion, Pener, Cekas, Krik Kong, Sicoer… Wszyscy oni wezmą udział w kolejnej edycji Urban Street Art, który latem organizujemy na Służewcu.
Jak ocenia Pani polularność nurtu street art w Polsce?
Zaobserwowałam, że w dużych miastach europejskich, np. w Londynie, główne ulice i galerie zamieniły się wręcz w galerie steetartowe. Świat huczy od informacji na temat tego nurtu w sztuce. Niebagatelną rolę odgrywają również polscy artyści, doceniani przez światowe galerie. Chciałabym, aby w Polsce również było podobnie. Staram się oswoić ludzi z tą sztuką, która wciąż, ze względu na przydomek „uliczna”, jest stygmatyzowana.
Po twórców streetartowych upomniały się światowe brandy, które chcą mieć w swoich zasobach ich tagi, czyli podpisy. Doceniając wkład w sztukę, nawiązują z nimi współprace, które przynoszą korzyści obu stronom. Z kolei twórcy murali zapraszani są do wielu projektów sponsorowanych przez prywatnych przedsiębiorców oraz znane marki, które wykorzystują murale w celach promocyjnych. Sztuka street artu ma niezwykle szeroki zakres.
Street art w gruncie rzeczy jest sztuką ulotną, tymczasową. Dlaczego artyści decydują się ją tworzyć? Czy tymczasowość stuki przemawia za jej atrakcyjnością?
Wbrew pozorom ta ulotność jest jej atutem. Nawet jeśli – co się zdarza – dzieło po 15 minutach jest zamalowane przez inną grupę artystów. Dlatego o te największe nazwiska upominają się galerie, aby mieć ich prace w formie bardziej trwałej, na płótnie, na papierze, w postaci rzeźby, instalacji, plakatu, wlepek, które lądują na miejskich murach. To sposób, aby wejść w posiadanie tego rodzaju sztuki w trwałej postaci. Nie są to jednak częste przypadki, ponieważ takich dzieł nie powstaje zbyt wiele. Dlatego są tak rozchwytywane. A na prace trzeba czekać naprawdę długo.
W Polsce – i na całym świecie – murale w pewien sposób definiują przestrzeń publiczną. Czy jest moda na street art? Jak się jeszcze objawia?
Sztuka street art uzupełnia architekturę, współżyje z miejską tkanką. Dobry mural na ścianie jest jej dopełnieniem, kontynuacją myśli urbanistycznej. Jest tym, czym obraz lub rzeźba we wnętrzu, wpływa na estetykę wielu przestrzeni miast, miasteczek, a nawet wsi. Swego czasu powstała nawet grupa twórców, którzy odwiedzali wsie, malując na ogrodzeniach, oborach i stodołach swoje prace. Postały w ten sposób wspaniałe dzieła, które urozmaiciły wiejskie przestrzenie.
Street art nie jest zatem wyłącznie sztuką miast. To sztuka dla ludzi. Nawet jeśli jest ulotna, zachowują się zdjęcia, reportaże będące świadectwem wykonanej pracy. Na świecie są nawet fotografowie, którzy dokumentują tysiące grafik i murali na całym świcie. Wszystko po to, aby zachować ich ulotność. Ta sztuka jest już doceniana na całym świecie, chciałabym, aby było tak również w Polsce. Próbuję to zatem zmienić.
Czuje Pani, że to pewnego rodzaju misja?
Myślę, że tak (śmiech). To misja niezwykle angażująca, ale przynosząca ogromną satysfakcję.
Czy misją był również dobór dzieł twórców streetartowych do wnętrz pokazowych na Złotej 44 w Warszawie? Jaka idea przyświecała tej współpracy?
To jedno z najtrudniejszych zadań w mojej pracy. Nie chodziło o dobór sztuki dobrze prezentującej się na ścianach, ale takiej, która będzie się po prostu podobać. A sztuka, jak wspomniałam, to wybór indywidualny. Jeśli ma się podobać wszystkim, jest to tym trudniejsze. Aby tego dokonać, wielokrotnie przymierzaliśmy wręcz obrazy do danego wnętrza, do miejsc, w których mają docelowo zawisnąć. Nie chodziło o dobór do mebli, ale do konkretnej przestrzeni i światła, które ją rozświetla w dzień i wieczorem.
Sztukę dobieramy więc do konkretnego wnętrza, bo przecież nie musi to być zawsze salon, ale i kuchnia czy toaleta, gdzie często spędzamy sporo czasu (śmiech).
Czy sztuka może być inwestycją?
To najlepsza inwestycja! Na sztuce nie można stracić, w najgorszym wypadku odzyskamy włożony budżet, ale najczęściej wartość nominalna sztuki wzrasta z roku na rok. I to właśnie street art wyróżnia się nienotowanym do tej pory wzrostem, nawet o kilkaset procent. To zasługa artystów, którzy mają niesamowitą energię, zawsze mówią o czymś istotnym, nawet jak te dzieła ulegają zniszczeniu – jest to po coś.
Artyści poruszają problemy ekologiczne, społeczne, polityczne, przeżywają autentyczne uczucia, a my – w przypadku street artu – możemy na żywo obserwować, jak dane dzieło powstaje. W street arcie są emocje, jest humor, grupowe zaangażowanie. Tacy twórcy nie zamykają się w pracowniach, ale tworzą w kolektywach, niejednokrotnie wspólnie pracując nad dziełem.
Sztuka jest ich odpowiedzią na rzeczywistość?
Mimo rozwoju technologicznego, sztuka zawsze będzie poziom wyżej, a ta najwyższych lotów – będzie doceniana i rozpoznawana. Sztuka zawsze była odpowiedzią i komentarzem do rzeczywistości i oby tak zostało. Artyści to ponadprzeciętnie wrażliwi ludzie, to oni popychają świat do przodu.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Aneta Gawędzka-Paniczko